Nie uwierzysz, co ukrywał jej mąż – jedynym świadkiem była teściowa

Zawsze byłam gotowa pomóc mojej córce, gdy tylko mnie potrzebowała. Do dziś pamiętam tamten wieczór, kiedy zadzwonił telefon. Mój mąż już spał, a ja, jak zwykle, czytałam w fotelu książkę i popijałam miętową herbatę. To miała być kolejna, rutynowa rozmowa: „Mamo, czy mogłabyś jutro zajrzeć i zająć się dziećmi? Mam sprawy do załatwienia.” Tak zazwyczaj to wyglądało. Ale tym razem głos mojej córki, Justyny, był inny – drżał, jakby skrywał coś, o czym nie chciała mówić przez telefon.

 

– „Mamo, mogłabyś… przyjść jutro trochę wcześniej? Bardzo wcześniej?” – zapytała, wyraźnie zdenerwowana.
– „Oczywiście, kochanie. Co się dzieje?” – próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej.
– „Po prostu przyjdź, dobrze? Potrzebuję cię, mamo.” – Usłyszałam w jej głosie smutek i coś, co przypominało desperację.

Zgodziłam się bez wahania. Uwielbiałam wnuki i do tej pory myślałam, że Justyna wraz ze swoim mężem Piotrem po prostu próbują pogodzić obowiązki zawodowe z wychowaniem dwójki maluchów. Było jasne, że Justyna ma do mnie pełne zaufanie i często szuka pomocy w opiece nad dziećmi. Jednak w ostatnich tygodniach coś się zmieniło – pojawił się niepokój, dziwne telefony w środku nocy, prośby o natychmiastowe przybycie, które nie zawsze kończyły się tym, że faktycznie miałam zajmować się wnukami. Często siadałam wtedy w kuchni, podczas gdy Justyna w popłochu gdzieś znikała.

Początkowo tłumaczyłam to sobie jej ambicjami zawodowymi – wiedziałam, że pracowała nad ważnym projektem, a Piotr, jej mąż, często zostawał po godzinach w pracy. Ale dlaczego Justyna była wtedy taka spięta? Przecież mogła szczerze powiedzieć, o co chodzi. Dlaczego ukrywała przede mną prawdziwe powody swoich ciągłych próśb? Czułam, że za kulisami ich małżeństwa dzieje się coś, czego jeszcze nie rozumiem.

 

 

Przypadkowy podsłuch

Przyszłam o umówionej porze. Drzwi do ich mieszkania były uchylone – zupełnie nietypowo. Gdy weszłam, moim oczom ukazała się dość chaotyczna scena: Justyna biegała pomiędzy salonem a sypialnią, jakby czegoś szukała. Dzieci siedziały cicho na dywanie, rysując kredkami, zupełnie nieświadome napiętej atmosfery. Nigdzie nie widziałam Piotra.

– „Justyno, jestem już. Co się dzieje?” – zapytałam, próbując złapać z nią kontakt wzrokowy.
– „Mamo, zajmij się dziećmi, proszę. Muszę iść na chwilę na zewnątrz. Zaraz wracam.” – powiedziała, nie patrząc mi w oczy.

Zostałam z wnukami, ale w powietrzu unosiło się jakieś ciężkie, nieokreślone napięcie. Kiedy Justyna wyszła, usłyszałam dobiegające z korytarza mieszkania głosy. Głosy, których zdecydowanie nie powinnam słyszeć, a jednak mnie zaintrygowały. Ktoś rozmawiał cicho i nerwowo pod drzwiami – brzmiało to, jak kłótnia tłumiona szeptem.

– „Nie możesz tak dalej, Piotrze! To się wyda, prędzej czy później!” – syczał kobiecy głos.
– „Uspokój się, Olga, wszystko mam pod kontrolą! Jeszcze trochę czasu. Muszę zdobyć te pieniądze!” – odparł mężczyzna, równie zdenerwowany.

Zamarłam. Piotr i jakaś Olga. Koleżanka z pracy? Nie kojarzyłam jej imienia, ale to nie był głos Justyny! Schowałam się w kuchni, starając się nie narobić hałasu. Byłam w szoku. Mój zięć rozmawiał szeptem z inną kobietą, a ton ich głosów wskazywał na coś poważnego. Pieniądze? Sekret? Czy to możliwe, że Justyna wyczuła nielojalność Piotra i dlatego była taka roztrzęsiona?

 

Wielkie oskarżenia

Kiedy Justyna wróciła do mieszkania, była blada jak ściana. Próbowała udawać spokój, ale drżały jej dłonie. Ja z kolei nie mogłam pozbyć się z głowy tego, co właśnie usłyszałam. Postanowiłam poczekać, aż dzieci pójdą spać, by zapytać ją wprost, co się dzieje. Wieczorem, kiedy wnuki już leżały w łóżeczkach, usiadłyśmy razem w salonie.

– „Justyno, musimy porozmawiać. Od jakiegoś czasu widzę, że coś cię gnębi. Widzisz, że zawsze jestem gotowa ci pomóc. Co jest grane?” – zapytałam łagodnie, a zarazem stanowczo.

Jej oczy wypełniły się łzami. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i zaczęła drżeć na całym ciele.
– „Mamo, nie wiem jak ci to powiedzieć… Podejrzewam, że Piotr mnie zdradza” – wyznała, po czym z jej ust wyrwał się cichy szloch.

Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Z jednej strony słyszałam przecież jego rozmowę z jakąś Olgą, więc było to bardzo prawdopodobne. Z drugiej jednak, Piotr zawsze był uczynny, kochający i zaangażowany w rodzinę. Co się mogło stać, że nagle znalazł sobie inną kobietę?

– „Dlaczego tak uważasz?” – zapytałam cicho.
– „Ciągle gdzieś znika. Wraca późno, czasem tłumaczy się nadgodzinami, czasem dziwnymi delegacjami. Wczoraj znalazłam w jego kieszeni paragon za kolację w jakiejś ekskluzywnej restauracji – nie było mnie wtedy z nim. A przedwczoraj, gdy zasnął, zobaczyłam na jego telefonie wiadomość od Olgi z pracy: ‘Musimy pogadać, to pilne’. Nigdy nie wspominał mi o żadnej Oldze” – Justyna mówiła szybko, coraz bardziej roztrzęsiona.

Chciałam jej przytulić i uspokoić, a jednocześnie nie mogłam wyprzeć z głowy tego, co słyszałam na korytarzu. Piotr wyraźnie był w coś zamieszany.

 

Prawda wychodzi na jaw

Następnego wieczoru znów przyszłam pomóc przy wnukach. Justyna i Piotr mieli porozmawiać w cztery oczy. Poprosiłam o to córkę – czułam, że muszą wyjaśnić sobie wszystko bez świadków. Ja mogłam pilnować dzieci. Siedziałam w pokoju obok, słysząc przez uchylone drzwi fragmenty gorącej kłótni.

– „Piotrze, dość kłamstw! Wiem o Oldze! Wiem, że się z nią spotykasz!” – Justyna niemal krzyczała, rozpacz rozsadzała jej głos.
– „Co? Olga? Spotykam się z nią, tak, ale to nie jest to, co myślisz!” – tłumaczył się Piotr, podniesionym, nerwowym tonem.
– „Nie kłam! Mam dowody – rachunki, wiadomości! Dlaczego nie potrafisz być ze mną szczery?” – Justyna nie dawała za wygraną.
– „Chciałem cię ochronić! Nie wyobrażasz sobie, co się dzieje. W tym wszystkim chodzi o naszą rodzinę, o nasze dzieci!” – Piotr zaczął wpadać w panikę, jakby uświadomił sobie, że sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Serce waliło mi jak młotem. Czy Piotr naprawdę zdradzał Justynę, czy może było w tym wszystkim drugie dno? Słysząc, jak eskaluje ta awantura, nie wytrzymałam. Delikatnie zapukałam do drzwi i weszłam do salonu, w którym oboje stali naprzeciw siebie – Justyna z oczami pełnymi łez, Piotr z zaciśniętymi pięściami i oddechem ciężkim jak po biegu.

– „Możecie mi wyjaśnić, co tu się dzieje?” – zapytałam stanowczo.

Justyna usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach. Piotr spojrzał na mnie, jakby szukał ostatniej deski ratunku. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić:

– „To wszystko jest inaczej, niż myślisz, Justyno. Olga to nie kochanka. To znajoma z pracy, tak, ale przede wszystkim – doradczyni finansowa. Musiałem się z nią spotykać, bo… bo wpakowałem się w straszny dług i nie chciałem cię tym obciążać. Chciałem sam go spłacić, zanim się dowiesz, co narobiłem” – powiedział, a głos mu drżał.

– „Dług? O czym ty mówisz?” – Justyna uniosła głowę, próbując zrozumieć.

Piotr usiadł obok niej, ja zaś przycupnęłam na fotelu, z bijącym sercem. Okazało się, że Piotr kilka miesięcy temu zaciągnął pożyczkę, by zapłacić za kosztowną terapię logopedyczną dla ich starszego dziecka. Nie powiedział o tym Justynie, bo bał się, że będzie się martwiła, albo że go za to skarci, uznając jego krok za nierozważny. Niestety, sprawy przybrały zły obrót – dodatkowe odsetki, opóźnienia, a w końcu rozpaczliwe próby znalezienia wyjścia z tej sytuacji.

Olga, której imię przewijało się w podejrzanych kontekstach, była specjalistką od finansów. Piotr próbował z jej pomocą znaleźć rozwiązanie, restrukturyzację długu, a czasem musiał z nią spotykać się poza standardowymi godzinami, bo ona tylko wtedy mogła mu pomóc. Ta kolacja z rachunku? To było spotkanie z potencjalnym wierzycielem, który mógł przystać na łagodniejsze warunki spłaty. Piotr miał nadzieję, że zanim Justyna cokolwiek zauważy, on wszystko ureguluje i niespodziewane problemy znikną. Ale jego sekrety jedynie narastały, a Justyna zaczęła podejrzewać go o zdradę, bo tak to z zewnątrz wyglądało.

Kiedy Piotr skończył, Justyna wybuchła płaczem. Tym razem to był płacz ulgi i wyrzutów jednocześnie.
– „Dlaczego mi nie powiedziałeś? Bałeś się, że będę zła? Jestem twoją żoną, powinniśmy radzić sobie z problemami razem!” – powiedziała drżącym głosem, ścierając łzy z policzków.

Piotr objął ją ramieniem, sam mając łzy w oczach.
– „Chciałem cię chronić, naprawdę. Bałem się twojej reakcji, bałem się, że pomyślisz, że jestem nieodpowiedzialny. Ale przez to tylko wszystko poplątałem.”

Przyglądałam się tej scenie w milczeniu, wdzięczna, że prawda w końcu wyszła na jaw. Poczułam, jak ciężar z moich barków spada. Moja córka nie była ofiarą zdrady. Była ofiarą braku szczerości i niepotrzebnych tajemnic. Rodzina Justyny i Piotra nadal miała problemy, które musieli wspólnie rozwiązać, ale przynajmniej nie musieli już walczyć z wyimaginowanym rywalem, a jedynie z kłopotami finansowymi.

Zanim wyszłam, przytuliłam córkę i zapewniłam, że nadal mogą na mnie liczyć. Potem odwróciłam się do Piotra. Spojrzał na mnie z mieszanką ulgi i wstydu. Uśmiechnęłam się lekko, dając mu do zrozumienia, że rozumiem jego intencje, choć sposób, w jaki to wszystko przeprowadził, był daleki od ideału.

 

Co Wy o tym sądzicie?

Tak zakończyła się tamta dramatyczna historia, która mogła zniszczyć rodzinę, gdyby sekrety Piotra pozostały w ukryciu. Jak myślicie, czy Justyna postąpiła słusznie, podejrzewając go o zdradę i robiąc awantury? A może Piotr powinien od początku zagrać w otwarte karty, nawet jeśli prawda była bolesna?

 

Dajcie znać w komentarzach na Facebooku, jak wy byście postąpili w takiej sytuacji. Czy lepiej trzymać trudne sprawy w tajemnicy, by nie obciążać bliskich, czy może jednak szczerość jest zawsze najlepszym wyborem? Czekam na Wasze opinie!

You might also like

Comments are closed.

error: Content is protected !!